poniedziałek, 23 lutego 2015

Woods

Najsłabsze miesiące w roku przemijają. Całe szczęście.. Bez odpowiedniej dawki promieni słonecznych, dostatecznej ilości światła, 12 godzinnego (przynajmniej) dnia i ze zmarźniętymi dłońmi wszystko wydaje się bardziej do kitu, niż jest w rzeczywistości. A ja jestem jeszcze bardziej blada i przygnębiona niż zazwyczaj. 
Sporo się teraz dzieje, ale w sumie ostatnio to norma. Czas mi szybko ucieka i już nawet nie wiem czy to dobrze czy źle. Dużo rzeczy zawaliłam, podjęłam dużo złych decyzji, bezmyślnych zachowań. Fajnie, że mogę to tutaj z siebie wyrzucić. Pewnie przeczytam później "No, bo jesteś beznadziejna", "Zawsze zawalasz", "Jesteś za gruba, za brzydka, tępa i generalnie giń, ale wchodze tutaj bo jednak mnie interesujesz". Trudno, co by nie było to mój blog i sama też mogę się pohejtować.
Co do bycia grubym (nie żebym uważała, że jestem) to przyznam, że strasznie się wkręciłam w ćwiczenia. (Ale ona ściemnia, przecież opycha się paluszkami w czekoladzie i je te nieszczęsne pączki, których sobie odmówiła w tłusty czwartek). W każdym bądź razie rano i wieczorem włączam Mel b pośladki, nogi, abs i ćwiczymy sobie. Oprócz tego jak mnie najdzie to sobie poćwicze sama dodatkowo. Najważniejsze, żeby utrzymać tą systematyczność, bo ona pozwala później wszystko robić automatycznie. Nie myślisz "przydałoby się poćwiczyć" tylko podnosisz tyłek i po prostu wiesz co masz robić. Od nowego miesiąca wybieram się też na siłownie, jednak co jak co, ale duży tyłek bez ćwiczeń z większym obciążeniem jest raczej ciężki do zrobienia. Myślę też, że atmosfera zbiorowego wysiłko da mi kopa i jeszcze bardziej się zmotywuje. Chciałabym też uściślić, że nie jestem healthy/fit. Nie jest to mój styl życia. Jem wszystko na co mam ochotę, choć generalnie za często nie jestem głodna. Nie jem mięsa od kilku lat, ale nie zastępuje go na codzień żadnymi zamiennikami. Przyznam, że nie podchodzę do tego specjalnie odpowiedzialnie co wiem, że nie jest zbyt mądrym zachowaniem. Jem dużo i rzadko i zwykle są to po prostu zwyczajne wege obiady. Śniadań nie jadam. Pączków również nie :) 


sobota, 21 lutego 2015

Łakocie





   Słodkości. Pare dni temu poczułam świąteczny nastrój mimo wczesnej wiosny za oknem. Prezent, a w środku słodkości.. Nie ukrywam, że dostając pod choinkę słodycze nie byłabym tak zadowolona jak z nowych butów (tak, tak materialistka. Sic!). Jednak w paczce która ostatnio dostałam nie znalazłam zwykłych słodyczy. Generalnie lubie ostre, słone, kwaśne smaki - żaden ze mnie entuzjastą słodyczy. Tutaj Łakocie Beskidzkie mnie zaskoczyły i to nawet bardzo. Pyszna czekolada i niby slodkie, ale lekko słone paluszki to geniusz wsród połączeń. Czytałam gdzieś, że ktos napisał o nich "mój smak dzieciństwa". Niestety w moich wspomnieniach nie wyłapuje takiego smaku, ale po pierwszym pudełku zdecydowanie stworzyłam nowe, niezapomniane wspomnienie. Chce jeszcze tylko wrócić na moment do czekolady, bo jest tu naprawdę bardzo istotnym elementem! Mleczna, delikatna i bardzo dobrej jakości. Mogłabym nawet odważyć sie i stwierdzić, ze mleczne czekolady milki sie przy niej chowają. Mało juz zostało z tej paczuszki... Zapewne w momencie w którym będziecie to czytali bedzie kompletnie pusta :)  


 łakociowy instagram   facebook   oraz   strona internetowa ;) 






                                 



poniedziałek, 16 lutego 2015

Diamante hoodie

Cześć wszystkim. Na zdjęciach poniżej widzicie chyba jedną z najbardziej lubianych przeze mnie alternatyw do wygodnego fitu. Są dresy, jest bluza, nerka no i przede wszystkich wygodne buty. Włosy mi się nie plączą, nie zahaczają, nie lecą mi na twarz. Messy bunny, dres i dla mnie tak może wyglądać każdy dzień. Oczywiście nie mówie do końca serio, bo jak już wcześniej wspominałam, zostałam amatorem platform i obcasów, jednak legginsy i air force zawsze przychodzą mi pierwsze na myśl, gdy zastanawiam się co dziś ubiorę. Bardzo podoba mi się ta bluza z diamante. Generalnie od jakiegoś czasu mam słabość do tej marki. Nie chodzi jedynie o wizualne zalety, ale również o to, że ubrania są z dobrego materiału i tu dla mnie bardzo istotny fakt - są małe rozmiarówki, które naprawdę są   m a ł e   . Zamówiłam xs, dostałam xs. To mnie ogromnie cieszy, bo bardzo lubie unisexowego bluzy, ale fajnie czasem mieć coś wygodnego w damskiej wersji. 



niedziela, 15 lutego 2015

New tattoo

Ból może zmęczyć. Słyszałam to wiele razy, ale dopiero wczoraj tego doświadczyłam. 4 godziny wbijania igły w skore wykończyły mnie doszczętnie. Teraz moge powiedzieć szczerze "Tak, dziaranie boli". Przecenilam swoje możliwości decydując sie na całe przedramie od razu. Gdy pójdę dalej w górę, zdecyduje sie raczej na dwie sesje - kontury i cienie, osobno. Co prawda tradycyjnie, byłam twarda i wiedząc, że marudzenie, stękanie i przerywanie niczego nie załatwi, po prostu siedziałam i starałam sie o tam nie myślec. Po tych 4 godzinach nie tylko moja skóra była nieźle wymęczona. Rozbolało mnie głowa i wieczorem odlecialam sama nawet nie wiem w którym momencie. Niestety nie wyspalam sie za bardzo, ale to juz inna historia. Teraz czeka mnie tydzień brudnej pościeli, koszulek i wszystkiego czego tylko dotknie tatuaż. Poza tym wszystko sie będzie kleiło od alantanu i będę chodziła z opuchniętą, czerwoną ręką, ale tak poza tym jest git :)
Wiem, że we wpisie o tatuażach pisałam, że następną dziare zrobię za pare miesięcy. Szczerze mówiąc domyślałam się, że raczej stanie sie to szybciej. Nie chciałam jednak pisać o czymś o czym pewności nie miałam. Zamierzam jeszcze dopełnić to przedramie paroma elementami, jak tylko troszkę odpocznie mi ręka.





środa, 11 lutego 2015

Gorączka, butoholizm i Pan Tomasz

   "Na wstępie pozwolę sobie na szczere wyznanie. Nie przypadnę Państwu do gustu. Panowie poczują nieodpartą zazdrość, Panie zaś odrazę. Niechęć czujecie już teraz. Dalsza część opowieści może ją tylko pogłębić"



Od kilku dni moje samopoczucie jest raczej marne. Przeziębiłam się i co za tym idzie nie czuje się za dobrze, a więc leże całymi dniami w łóżku i odczuwam, że marnuje jedynie czas. Jestem zmęczona, przygnębiona i sfrustrowana. Tak wiele chciałabym zrobić, a nie jestem w stanie robić niczego poza obrębem mojej pościeli. Mam tyle świetnych pomysłów na zdjęcia, tyle rzeczy o których chciałabym opowiedzieć, ale niestety nie mogę. Jednak nie wszystko jest takie szare i ponure. Doczekałam się moich butów i coś czuje, że nabawiłam się przy tym butoholizmu. Przyszła też paczka diamante i do teraz jestem mega zadowolona z jej zawartości. Głupia, spięta dresiara skompletowała swój fit, zestawem diamante i od teraz moimi ulubionymi reebokami

niedziela, 8 lutego 2015

Piercing

   Nie byłam za bardzo przekonana do tego tematu. Powodów jest kilka, pierwszy i najważniejszy nie jestem tutaj specjalistką. Jeśli więc ciekawi Was coś szczególnego, macie jakiś problem, bądź chcecie jakiejś rady, niestety Wam nie pomogę, ale odsyłam do jedynej znanej mi osoby która się na tym faktycznie zna LULU FAYETTE. Kolejnym powodem mojej niechęci był fakt, że piercing jest mi coraz mniej bliski. Mam już niewiele z nim wspólnego, więc jedyne czym mogę się z Wami podzielić to wspomnienia i wrażenia sprzed kilku lat.
    Moim pierwszym przekłuciem był labret (w brodzie). Patrząc z tej perspektywy czasu jest to moim zdaniem, chyba najbardziej szpetne przekłócie w obrębie ust, przynajmniej w moim wypadku. Nosiłam go ponad rok i mam nieładną bliznę, co prawda niewielką ale jednak. Następnie zrobiłam nostril, tutaj nie żałuje i nie mam jakichś większych obiekcji, nosiłam go bardzo długo, dopiero pod koniec ubiegłego roku zdecydowałam się na wyciagnięcie. Kolejnym przekłuciem było z tego co pamiętam septum, jedyny kolczyk, którego na tę chwilę nie planuje wyciągać i czuje się bez niego  mało atrakcyjnie. Gdzieś w między czasie przebiłam lowbreta, później kolejny nostril, industrial (który był bardzo, bardzo bolesny dla mnie i podczas przebijania i podczas goienia i nawet już wygoioiny). Ostatnio zdecydowałam się na przekłucie pępka i chociaż jestem bardzo zadowolona z efektu to nigdy bym tego nie powórzyła, ponieważ ból był mega duży. Najmniej natomiast (tu się zapewne wszyscy ździwią) bolało mnie septum. Nie planuje już niczego przekłuwać, choć marzy mi się piercing sutków, jednak myślę, że nie jestem na tyle odważna :) 
Zapomninałabym! Odpowiedź na najczęściej zadawane pytanie: Nie, septum nie śmierdzi. Przynajmniej moje! :)
Poniżej zdjęcia jedynych kolczyków, które mi jeszcze pozostały.






czwartek, 5 lutego 2015

Rust

   Cześć. Ostatnio sporo się dzieje w moim życiu, na wielu, różnych płaszczyznach. Czasem nie mam już siły i zaczynam wariować. Ciężko mi rozdzielić swoją uwagę na tak dużą ilość rzeczy, a nawet boje się, że przez to jestem mniej solidna. Strasznie chciałabym robić wszystko czego się podejmę najlepiej jak tylko potrafie, koncentrować się na tym i dawać z siebie 120 %, jednak coraz częściej widzę, że nawet pięćdziesięciu nie potrafię wyciągnąć. Jestem nerwowa, nieuprzejma i złośliwa. Czy pozostało we mnie jeszcze coś dobrego?

   Pisanie postów bardzo mnie motywuje. Nie jest to czcze gadanie bynajmniej. Myślę, że tak właśnie dlatego, że znalazłam coś w czym chce i mogę być coraz lepsza, coś przez co mogę wkońcu się wyrazić. Coś takiego dzięki czemu osoby, które nie mają okazji, odwagi, albo być może ochoty poznać mnie osobiście, mogą czegoś się o mnie dowiedzieć. Mam dla Was zdjęcia, które są bardzo adekwatne do mojego nastroju. 



środa, 4 lutego 2015

Tatuaże

Cześć wszystkim! Długo zastanawiałam się o czym powinnam napisać, nieświadoma mając dość oczywisty temat przed sobą, a dokładniej na sobie. Często słyszę pytania na temat moich tatuaży. Nie mogę powiedzieć, że nie lubie odpowiadać na te pytania, czy że mnie denerwują. Jednak nie wiem czy potrafie udzielać satysfakcjonujących odpowiedzi. Pierwszy tatuaż zrobiłam mając niespełna 17 lat. Była to kobieta z wilkiem. Następnym była muffinka na wewnętrznej stronie ramienia, jakies pare miesięcy pozniej. Po drugim tatuażu miałam dłuższą przerwę, bo dopiero w październiku ubiegłego roku zrobiłam kolejny. Było to 5 niewielkich strzałek na nadgarstku. Przy okazji zrobiłam jeszcze 3 kropki na środkowym palcu lewej dłoni i diament na serdecznym w prawej. Jakos w listopadzie do mojej kolekcji dołączył łapacz snów na lewym przedramieniu, który jest drugim elementem mojego planowanego rękawu. Jako, że chce zapełnić całe palce okazjonalnie zrobiłam na najmniejszym palce lewej dłoni, serce i imie mojego brata, a na wskazującym palcu prawej dłoni koci pyszczek. To jak narazie, niestety, było by na tyle. Przejdę więc do odpowiedzi na najcześciej zadawane pytania w tym temacie.


wtorek, 3 lutego 2015

Snapbox

   Witajcie :) Na wstępie chciałam podziękować za okrągłe 5k wyświetleń i tak pozytywny odbiór, którego się szczerze nie spodziewałam. Wszystko dzieje się bardzo szybko, wczoraj dowiedziałam że zostałam promotorem kolejnych dwóch firm i wygrałam konkurs caylerandsons! :) Oznacza to że szykują się kolejne sesje z których się strasznie cieszę. Zdecydowanie moim ulubionym aspektem promowania jest możliwość robienia nowych zdjęć. Zawsze rezultaty są zaskakujące i z każdą następną sesją mam coraz większą świadomość własnego progresu. Mam nadzieję, że Wy również zauważacie zmiany, które z czasem tu następują.


niedziela, 1 lutego 2015

Chcieć znaczy móc

  "Chcieć znaczy móc" stanie się oficjalnie moją pierwszą i jedyną mantrą. Coraz częściej czuje, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Zmotywowana chce blogować coraz lepiej i urządzić mały botty exercises challenge, a żeby do wakacji mieć czym świecić. Nie przekataloguje bloga w fit/healthy, bo nie jest to ani moim sposobem na życie, ani zainteresowaniem, ale jeśli ktoś będzie miał ochotę zobaczyć efekty to mogę zrobić jakiś before and after za miesiąc lub dwa. Tymczasem podekscytowana i mega zadowolona chcę pokazać Wam jedną z sesji, które zrealizowałam w ostatnim czasie z Dominiką Dąbrowską. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak zadowolona z własnych zdjęć. 

Saturdays' small pleasure

   Witajcie mili ludzie, ci mniej mili również. Mam nadzieję, że ten tydzień był dla Was bardziej spokojny niż dla mnie, że choć część z Was miała chwilę, żeby wypocząć. Niedzielny poranek uświadomił mi, że rutyna pracy wypierała ze mnie wszelką pasję i chęć do działania. Zombie Michaela od rana do wieczora bezefektywnie pochłaniała tlen i bezmyślnie obijała się od ściany do ściany, wykonując na automacie każde przydzielone zadanie. To nie jest jednak tak, że ja nie lubie tego co robię, bardzo to lubię, lecz brak czasu dla samej siebie, na zajęcie się czymś co pchnie we mnie trochę życia, sprawiał że dzień za dniem płynął melancholią. Jednak już sobotnie popołudnie znacznie poprawiło mi humor, mimo dużego zmęczenia, spędziłam bardzo miło czas i wreszcie ktoś zadbał o moje dłonie :) Wybrałam się na paznokcie do najlepszej, moim zdaniem, stylistki w mieście. Znam Garysię od paru dobrych lat i jej towarzystwo zawsze poprawia mi humor, a dodatkowo w czasie rozmowy na moich dłoniach zadziały się cuda :) Jestem zwoleniczką paznokci żelowych ze względu na ich trwałość i mój brak czasu na dbanie o naturalne. Trzy miesiące zapuszczałam swoje naturalne paznokcie, były przepiękne, ale niestety nie wytrzymały i zostałam zmuszona je skrócić, później nie miałam już cierpliwości i postanowiłam powrócić do żelowania. Dbanie o naturalne paznokcie dla mnie jest utrapieniem, piłowanie, odżywianie ich, malowanie, wycinanie skórek, a przy mojej pracy przebarwiona płytka i ciągłe łamanie. Po odwiedzinach w salonie Gabi mam spokój na półtora miesiąca i zadbane paluszki. Uważam, że Gabi jest najlepsza, ponieważ pracuje na dobrych i drogich produktach, które dają bardzo zadowalające efekty, gorąco polecam sprawdzić jej fanpage Salon "Gabi".



Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka