czwartek, 27 sierpnia 2015

UNLEASHED


Czekałam już od jakiegoś czasu na moment w którym napiszę Wam o świetnym polskim brandzie. Nie, nie uważam że jest świetny z powodów osobistych. Uważam tak między innymi z dlatego, bo mam okazję obserwować z bliska to jak szybko może rozwinąć się marzenie młodych ludzi. Niewiele ponad rok temu mój chłopak z kolegą wpadł na pomysł, żeby stworzyć własny brand. Tak po prostu, z zajawki. Dziś ich ubrania można znaleźć w kilku dobrych sklepach stacjonarnych i internetowych min. w Preorderze. Unleashed cechuje się przede wszystkim prostotą, w niewielu wyjątkach można znaleźć koszulkę z większym nadrukiem, jednak generalnym założeniem marki jest pokazanie jak fajnie mogą wyglądać proste ubrania, bez udziwnień, przerysowanego przepychu i zbędnej tandety. Jest to zdecydowanie dość świeże spojrzenie na modę zza oceanu, gdzie koszulki z bezsensownymi napisami i pstrokate wzory wyszły z mody dwa lata temu. Kolejną bardzo ważną rzeczą jest jakość, która jest naprawdę bardzo dobra. Rzeczy szyte są w Polsce, a co więcej tu w Sosnowcu, a żeby było jeszcze ciekawiej w szwalni Janusz&Sons, której Unleashed jest częścią. Właśnie dlatego jakość jest kontrolowana na bieżąco, a wszystkie materiały są świadomie, starannie i osobiście wybierane. Podsumowując, zachęcam Was do zajrzenia na stronę www.ulshd.co i sprawdzenia asortymentu, a w szczególności pierwszych koszulek z damskiej kolekcji Unleashed.

Trzymajcie się :) 



















sobota, 22 sierpnia 2015

sunflowers skirt & unleashed tshirt

Bardzo często zastanawiam się nad tym jak wyglądała moja droga do momentu w którym znajduję się teraz. Bez wątpienia była to bardzo długa i nie łatwa droga. Może nie jest to dla wszystkich tak oczywiste i wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, ale moment, a nawet samo miejsce w którym się teraz znajduję jest dość oddalony od tego w którym byłam choćby pół roku temu. Jednak do czego dążę.. Kilka lat temu byłam przekonana, że nie czeka mnie nic wyjątkowego w życiu. Mam na myśli to, że miałam już pewny zarys swojej przyszłości w którym nie było zbyt wielkich ambicji, samorealizacji i większych celów. Chociaż nadal jestem typem samotnika, nie dopuszczam do siebie zbyt wielu ludzi, nie jestem osobą która rozdaje karty zaufania na lewo i prawo. Nie wierzę też w milion przyjaźni i szczere intencję wszystkich poznanych osób. Krótko mówiąc jestem w pewnym sensie, gdzieś tam poza tym. Czy czuje się z tym dobrze? Nie zawsze. Ale nie potrafię udawać. Chociaż wiele razy mówiono mi, że w życiu trzeba być aktorem to ja czuje, że albo szczerze, albo w ogóle. Mimo tego wszystkiego w tym momencie jest wokół mnie więcej ludzi niż kilka lat temu. Nie mówie tu jedynie o tych, którym mogę napłakać w rękaw czy wypić piwo i szczerze pogadać, ale mówię tu również o osobach, które gdzieś tam mnie dostrzegły. Wiele razy już przekonałam się, ze są takie osoby które mówią "O! Majkela jesteś spoko dziewczyna" albo "Codziennie wchodzę na bloga, żeby zobaczyć czy coś wrzuciłaś". Ja wiem, że dla niektórych musi zgadzać się fejm w jakichś kolosalnych statystykach, ale to w sumie nie o to w tym wszystkim chodzi, przynajmniej mi. Jasne, fajnie jest być rozpoznawalnym, mieć większy zasięg i tysięczne grono czytelników. Po pierwsze na wszystko przyjdzie czas. Po drugie, ej, cieszę się. Naprawdę się cieszę, że mam to swoje miejsce gdzie mogę coś wrzucić, czasem napisać, czasem tylko zrobić spam zdjęć. Cieszę się, że dzięki temu, że zdecydowałam się założyć blog, przekonałam się, że moment w którym się znajduję jest dopiero samym początkiem w dążeniu do mojego celu. Najbliższy rok będzie okresem z którego chcę wyciągnąć maksimum możliwości, wiedzy i doświadczenia. Wraz z końcem nauki, następuje czas w którym wyłącznie ode mnie będzie zależało jak potoczy się moja kariera, a co za tym idzie moje życie. To będzie mój najlepszy rok, pierwszy i na pewno nie ostatni. Na przełomie dwóch lat będę w moim własnym salonie fryzjerskim, gdzieś w Sosnowcu/Katowicach, zapracowana, zestresowana, ale szczęśliwa, a to wszystko będziecie mogli śledzić również na tym blogu.


t-shirt: UNLEASHED | skirt: h&m | shoes: vans | watch: casio

Reebok Classic Pumps

Kilka zdjęć, sprzed paru dobrych miesięcy, wykonanych dla Reebok Classic Polska. Przyznam szczerzę, że model Pump na żywo prezentuje się dość oryginalnie, ale na zdjęciach wygląda jeszcze bardziej imponująco. 


wtorek, 18 sierpnia 2015

A little bit about vegetarianism


Jakiś czas temu zaczęłam zastanawiać się nad kilkoma aspektami mojej diety. Myślałam o tym jak to możliwe, że po tak krótkim czasie, bo dla mnie 4 lata to bardzo niewiele, byłam w stanie zapomnieć smak mięsa. Nie pamiętam też, co konkretnie mi smakowało, a czego nie jadałam. Zupełnie jakbym od zawsze była wegetarianką.
Pomimo stereotypów niejedzenie mięsa nie wiąże się z żywieniem się trawą, samą zieleniną i soją, która jest tak półżartem półserio znienawidzona przez połowę znanych mi ludzi ("kotlety sojowe hahaha" no zabawne strasznie). Na dziś dzień nie brakuje mi niczego i nie czuję się jakoś specjalnie ograniczona kulinarnie. Jeśli zdecydujesz się na niejedzenie mięsa musisz pamiętać, żeby nie ograniczać się jedynie do owoców i warzyw. W diecie powinny znaleźć się również produkty zbożowe, mleczne i wysokobiałkowe. Bób, groch, ciecierzyca, soczewica, fasola, jajka, pestki, orzechy, nasiona, sezam, migdały, sery itd. Jedząc jedynie sałatę i marchew nie zdecydujesz się raczej zostać wege na dłuższy czas, nie wspominając już o anemii i innych chorobach z powodu zwyczajnego niedożywienia. Dla osób, które chcą porzucić jedzenie mięsa, jednak boją się braku jego smaku mogę polecić pasztety, kiełbaski, parówki, szynki, pasty, nuggetsy, paprykarze, mielonki, a nawet "flaczki" - dla tych bardziej zaawansowanych mięsożerców - w wersji sojowej, która świetnie imituje smak prawdziwych mięsnych produktów. Większość z tych rzeczy można kupić np. w Tesco.
Zwyczajne domowe obiady można również przystosować do wersji wegetariańskiej jak np. zupa - gotowana na bulionie warzywnym. Mięso w zupie jest tak strasznie potrzebne jak skarpetki w sandałach, czyli kolejny typowo polski wymysł. Na całym świecie ludzie zupy warzywne gotują na wywarach WARZYWNYCH i szczerze mówiąc wiele osób po spróbowaniu wybiera wersję wege. Zupy mięsne są ciężkie i tłuste. Moja mama ostatnio odkryła, że papryka wędzona doskonale imituje smak i aromat wędzonki co jest również fajną alternatywą. Kolejną fajną alternatywą tym razem do kotletów mielonych są kotlety z jajek. Pomysłów jest wiele, a wykonanie jest zwykle tańsze, szybsze i prostsze niż w wersji mięsnej.


4 rzeczy, które mnie denerwują u mięsożerców:

1. Hipokryzja. 

Kocham kotki, pieski, chomiczki i koniki, ale świnki, krówki i kurczaczki są do jedzenia.

2. Nietolerancja.

Mi nie przeszkadza, że ktoś je mięso, ale to że ja go nie jem jest problemem dla praktycznie każdej nowo poznanej osoby. Używają przy tym cholernie ciekawych argumentów jak "każdy człowiek powinien jeść mięso" (jak widać niekoniecznie), "po coś mamy przecież kły" (no kość ogonową i paznokcie u stóp również...), albo "brakuje Ci niezbędnych do życia składników i witamin" (to dowodzi temu, że jestem ewenementem, bo przeżyłam tak już 4 lata)

3. Manipulacja.

W momencie w którym siła argumentu okazuje się zbyt mała, pora przejść do działania i manipulacji. W ten sposób dowiaduje się, że zupa gotowana na mięsie, po wyjęciu mięsa jest zupą wegetatiańską, w cieście z galaretką nie ma żelatyny, a smalec to przecież tłuszcz taki jak olej. Dlatego nie jem poza domem, w miejscach w których ewidentnie mogę być oszukana.

4. "Ryba to nie mięso!"

No tak, ryba to warzywo.


Dlaczego właściwie nie jem mięsa. W miarę upływającego czasu i lat które mi przybywały powody stawały się inne.
Na samym początku przestałam jeść mięso wyłącznie z powodu hmm nazwę to "z powodu dobrego serca". Miałam w swoim życiu moment w którym chciałam robić dużo dobrego.
Jednym z takich szlachetnych i empatycznych czynów było niejedzenie mięsa. Byłam święcie przekonana, że odmawiając sobie tego rodzaju jedzenia ratuje jakąś konkretną liczbę zwierząt, które idą ,mówiąc prosto z mostu, na okrutny ubój. Czy to robiłam? Oczywiście, że nie. Niestety jeden człowiek nie jest w stanie poprzez w sumie tak niewielki i rachityczny czyn wpłynąć na taką wielomiliardową branżę. Z czasem zdałam sobie z tego sprawę, jednak byłam już na takim etapie w którym nie czułam potrzeby żeby wrócić do starych nawyków. Nie chciałam mimo wszystko przykładać się do krzywdy zwierząt (nadal nie chcę), mimo świadomości że zapewne nie ratuje to żadnego zwierzęcia w praktyce. Jednak w imię sprzeciwu postanowiłam to kontynuować. Kolejny powód to fakt, że na diecie wege schudłam parę kilogramów i dzięki niej jestem w stanie utrzymać wagę.
Wydaję mi się, że nie potrafię jeść już mięsa. Pomijając już fakt, że jest to dla mnie obrzydliwe. Co nie oznacza, że mięsożercy w moim towarzystwie są narażeni na "fuj" "ble" "ohydne!" "jak możesz jeść tę padlinę?!". Większość ludzi szanuje moją preferencję i ja szanuje osoby jedzące wszystko. Ale wracając.. Nie potrafię jeść mięsa, bo moja psychika je odrzuca. Dwa razy w życiu chciałam wrócić do jedzenia mięsa, jeden powód - bardzo zaawansowana anemia (przez początkowy brak wiedzy na temat żywienia). Niestety, bądź stety sam zapach mięsa przy moich ustach wywołuje we mnie nieprzyjemne odruchy. Jeśli leży na talerzu obok - okej, na moim - podziękuje, 

Wam też bardzo serdecznie dziękuje za czytanie moich wpisów i śledzenie mnie na instagramie i facebooku. Pozdrawiam! :)



niedziela, 16 sierpnia 2015

Three good & inspiring books

Nigdy o tym nie wspominałam, przede wszystkim dlatego, że generalnie nie lubię o sobie mówić (pisać), ale bardzo lubię książki. Przez ostatni rok przeczytałam ich jednak niezbyt wiele. Mogłabym zrzucić winę na brak czasu, ale uważam że na dobrą książkę w ciągu dnia zawsze znajdzie się chwila. Małe zainteresowanie literaturą w tym roku tłumaczę potocznie mówiąc "brakiem głowy" do czytania. W natłoku problemów, nowych doświadczeń, sytuacji w moim życiu - które fabularnie nieraz okazały się całkiem dobrą konkurencją dla literackiej fikcji wielu z wybitnych dzieł (niekoniecznie komedii).
Wczuwanie się w historie (choćby najbardziej barwne i ciekawe) bohaterów książek, przestało wydawać się takie fajne w momencie w którym w mojej głowie kłębiły się różnorakie myśli. Jednak ostatnio zainteresowałam się czymś co nie posiada fabuły i zobowiązujących do "wciągnięcia się" historii. Poradniki. Polubiłam je przede wszystkim dlatego, że w najbardziej obiektywny sposób są w stanie wytknąć nam nasze złe nawyki, postępowania i toki myślenia. Dają dużo do przemyślenia i pozwalają zrozumieć wiele sytuacji, niczego nie narzucając. 


"Planeta dobrych myśli" B. Pawlikowska


Czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie, a treść daje sporo do myślenia pomimo mylącej okładki i sporej ilości obrazków w środku. W bardzo czytelny sposób autorka przekazuję swoje pozytywne podejście do wielu sytuacji, pokazując m.in. obrazkami jakie to dziecinnie proste. Można z niej wyciągnąć wiele cennych porad jak można cieszyć się życiem i poprawić jego jakość w banalny sposób




"To będzie najlepszy rok Twojego życia" Debbie Ford


Najlepszy poradnik jaki kiedykolwiek przeczytałam. Jednak napisze o nim najmniej, bo wydaje mi się, że każdy podejdzie do tej książki indywidualnie i odbierze to co jest w niej napisane po swojemu, w zależności od sytuacji w której się znajduje. Ale ogromnie polecam.



"Blog. Pisz. Kreuj. Zarabiaj" Tomasz Tomczyk


Myślę, że każdy początkujący (i nie tylko) bloger powinien przeczytać książkę Pana Tomka (który zapewne po raz kolejny opieprzyłby mnie za tego "Pana"). W bardzo prostolinijny sposób uświadamia o funkcjonowaniu blogosfery i radzeniu sobie z uczestniczeniem w niej. Pan Tomczyk wypuścił jeszcze 2 książki "Bloger & social media" i "Thorn" pod pseudonimem Jason Hunt - obie planuje w najbliższym czasie również  zakupić. 





Jeśli znacie jakiś fajny poradnik to polecajcie w komentarzach, chętnie przeczytam coś nowego :) 

środa, 12 sierpnia 2015

little black dress in street style

Przez te upały nie czuje się ostatnio za dobrze i przez to nie mam ochoty nic robić. Praktycznie do wszystkiego muszę się zmuszać, począwszy od wstania z łóżka. To niedobrze... To bardzo niedobrze, bo kończy mi się powoli urlop i nie będzie zmiłuj. Dzisiaj, mimo apogeum mojego złego samopoczucia, wzięłam się w garść i zabrałam ze sobą aparat. I tak o to wygląda mój zwyczajny/codzienny "look". Czarna sukienka, kupiona w h&m (jak praktycznie każda z sukienek w mojej szafie). Snapback mojego faceta (no ale "co moje to i Twoje" w naszym związku) :) i stare dobre vansy (tak, stareee). Nie obeszło by się też bez woodstockowego worka (nazmiennie z bawełnianą torbą). bo nie wyobrażam sobie w ten upał targać niczego ciężkiego, sztucznego, albo skórzanego.  

Zapraszam Was na instagram: majkeeela  snapchat: majkeeela (również)  maxmodels: majkeeela (a to Ci niespodzianka!) i facebook: majkeeela (dla jasności ;))





































snapback: admirable | bagpack: woodstock |watch: cassio | dress: h&m | shoes: vans


Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka