wtorek, 18 sierpnia 2015

A little bit about vegetarianism


Jakiś czas temu zaczęłam zastanawiać się nad kilkoma aspektami mojej diety. Myślałam o tym jak to możliwe, że po tak krótkim czasie, bo dla mnie 4 lata to bardzo niewiele, byłam w stanie zapomnieć smak mięsa. Nie pamiętam też, co konkretnie mi smakowało, a czego nie jadałam. Zupełnie jakbym od zawsze była wegetarianką.
Pomimo stereotypów niejedzenie mięsa nie wiąże się z żywieniem się trawą, samą zieleniną i soją, która jest tak półżartem półserio znienawidzona przez połowę znanych mi ludzi ("kotlety sojowe hahaha" no zabawne strasznie). Na dziś dzień nie brakuje mi niczego i nie czuję się jakoś specjalnie ograniczona kulinarnie. Jeśli zdecydujesz się na niejedzenie mięsa musisz pamiętać, żeby nie ograniczać się jedynie do owoców i warzyw. W diecie powinny znaleźć się również produkty zbożowe, mleczne i wysokobiałkowe. Bób, groch, ciecierzyca, soczewica, fasola, jajka, pestki, orzechy, nasiona, sezam, migdały, sery itd. Jedząc jedynie sałatę i marchew nie zdecydujesz się raczej zostać wege na dłuższy czas, nie wspominając już o anemii i innych chorobach z powodu zwyczajnego niedożywienia. Dla osób, które chcą porzucić jedzenie mięsa, jednak boją się braku jego smaku mogę polecić pasztety, kiełbaski, parówki, szynki, pasty, nuggetsy, paprykarze, mielonki, a nawet "flaczki" - dla tych bardziej zaawansowanych mięsożerców - w wersji sojowej, która świetnie imituje smak prawdziwych mięsnych produktów. Większość z tych rzeczy można kupić np. w Tesco.
Zwyczajne domowe obiady można również przystosować do wersji wegetariańskiej jak np. zupa - gotowana na bulionie warzywnym. Mięso w zupie jest tak strasznie potrzebne jak skarpetki w sandałach, czyli kolejny typowo polski wymysł. Na całym świecie ludzie zupy warzywne gotują na wywarach WARZYWNYCH i szczerze mówiąc wiele osób po spróbowaniu wybiera wersję wege. Zupy mięsne są ciężkie i tłuste. Moja mama ostatnio odkryła, że papryka wędzona doskonale imituje smak i aromat wędzonki co jest również fajną alternatywą. Kolejną fajną alternatywą tym razem do kotletów mielonych są kotlety z jajek. Pomysłów jest wiele, a wykonanie jest zwykle tańsze, szybsze i prostsze niż w wersji mięsnej.


4 rzeczy, które mnie denerwują u mięsożerców:

1. Hipokryzja. 

Kocham kotki, pieski, chomiczki i koniki, ale świnki, krówki i kurczaczki są do jedzenia.

2. Nietolerancja.

Mi nie przeszkadza, że ktoś je mięso, ale to że ja go nie jem jest problemem dla praktycznie każdej nowo poznanej osoby. Używają przy tym cholernie ciekawych argumentów jak "każdy człowiek powinien jeść mięso" (jak widać niekoniecznie), "po coś mamy przecież kły" (no kość ogonową i paznokcie u stóp również...), albo "brakuje Ci niezbędnych do życia składników i witamin" (to dowodzi temu, że jestem ewenementem, bo przeżyłam tak już 4 lata)

3. Manipulacja.

W momencie w którym siła argumentu okazuje się zbyt mała, pora przejść do działania i manipulacji. W ten sposób dowiaduje się, że zupa gotowana na mięsie, po wyjęciu mięsa jest zupą wegetatiańską, w cieście z galaretką nie ma żelatyny, a smalec to przecież tłuszcz taki jak olej. Dlatego nie jem poza domem, w miejscach w których ewidentnie mogę być oszukana.

4. "Ryba to nie mięso!"

No tak, ryba to warzywo.


Dlaczego właściwie nie jem mięsa. W miarę upływającego czasu i lat które mi przybywały powody stawały się inne.
Na samym początku przestałam jeść mięso wyłącznie z powodu hmm nazwę to "z powodu dobrego serca". Miałam w swoim życiu moment w którym chciałam robić dużo dobrego.
Jednym z takich szlachetnych i empatycznych czynów było niejedzenie mięsa. Byłam święcie przekonana, że odmawiając sobie tego rodzaju jedzenia ratuje jakąś konkretną liczbę zwierząt, które idą ,mówiąc prosto z mostu, na okrutny ubój. Czy to robiłam? Oczywiście, że nie. Niestety jeden człowiek nie jest w stanie poprzez w sumie tak niewielki i rachityczny czyn wpłynąć na taką wielomiliardową branżę. Z czasem zdałam sobie z tego sprawę, jednak byłam już na takim etapie w którym nie czułam potrzeby żeby wrócić do starych nawyków. Nie chciałam mimo wszystko przykładać się do krzywdy zwierząt (nadal nie chcę), mimo świadomości że zapewne nie ratuje to żadnego zwierzęcia w praktyce. Jednak w imię sprzeciwu postanowiłam to kontynuować. Kolejny powód to fakt, że na diecie wege schudłam parę kilogramów i dzięki niej jestem w stanie utrzymać wagę.
Wydaję mi się, że nie potrafię jeść już mięsa. Pomijając już fakt, że jest to dla mnie obrzydliwe. Co nie oznacza, że mięsożercy w moim towarzystwie są narażeni na "fuj" "ble" "ohydne!" "jak możesz jeść tę padlinę?!". Większość ludzi szanuje moją preferencję i ja szanuje osoby jedzące wszystko. Ale wracając.. Nie potrafię jeść mięsa, bo moja psychika je odrzuca. Dwa razy w życiu chciałam wrócić do jedzenia mięsa, jeden powód - bardzo zaawansowana anemia (przez początkowy brak wiedzy na temat żywienia). Niestety, bądź stety sam zapach mięsa przy moich ustach wywołuje we mnie nieprzyjemne odruchy. Jeśli leży na talerzu obok - okej, na moim - podziękuje, 

Wam też bardzo serdecznie dziękuje za czytanie moich wpisów i śledzenie mnie na instagramie i facebooku. Pozdrawiam! :)



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka